Kiedy uda mi się go zmienić...czyli być kochana w związku

Zapraszamy do zapoznania się z artykułem "Kiedy uda mi się go zmienić...czyli być kochana w związku" przygotowanym przez naszego eksperta Agis.


Kocham. Miłość to piękne uczucie. Potrzebne do życia, do tworzenia więzi międzyludzkich. Większość z nas jej pragnie i do niej dąży. By tak się stało potrzebna jest w tej więzi równowaga. Daję i dostaję po równo. Problem pojawia się niestety gdy ta równowaga zostaje zachwiana. Może się czasem wydawać, że im mocniejsze te uczucia i bardziej angażujące, tym miłość będzie trwalsza. Niestety cały proces trudno nazwać wtedy miłością. Dlaczego więc kobiety z taką chęcią angażują się w toksyczne związki z niedojrzałymi emocjonalnie mężczyznami, dopasowując do nich całe swoje życie? Dlaczego oczekują, że ten jedyny, wybrany zmieni swoje postępowanie? Jeśli dało się tak dużo, tak wiele zainwestowało uczuć, zrozumienia, bycia zawsze na każde skinienie, często zrezygnowania z całego swojego życia lub większości jego płaszczyzn byle tylko wybranek był zadowolony. A zadowolenia jak nie było tak nie ma. Jedna z moich klientek ostatnio stwierdziła, że dała się opętać, że wydawało się jej, iż to wszystko jest miłością, że to co się dzieje to właśnie jest takie uczucie. Niestety ten taniec nad przepaścią to nie jest miłość a strach, a to co trzyma w związku nie ma nic wspólnego z uczuciami, budowaniem na jakichkolwiek fundamentach na przyszłość stabilnego związku rokującego poważnym, stabilnym uczuciem. To jest strach, że zostaniesz opuszczona, samotna, że nic się w życiu więcej nie przytrafi, że te szalone emocje to najwspanialsze co mogło cię w życiu spotkać. Masz do tego prawo, że można wybrać do relacji człowieka stabilnego emocjonalnie i wcale nie musi wiać nudą. Często niestety biorą to co z pokolenia na pokolenie zostaje im przekazywane. W jaki sposób ich rodzice czy dziadkowie tworzyli związek, czy w ogóle byli razem , jeśli tak to na jakich zasadach. To tkwi w poswiadomości czy się to akceptuje jako prawdę czy nie. To ten moment kiedy należy przyjrzeć się tym więziom. Nam jako dzieciom, którym zależy by rodzice byli stabilni emocjonalnie, często wydaje się, że te związki były wzorowe, idealne. Czasem mama płakała, nie mogła zrobić prawa jazdy, była wyzywana od głupich bab, że jej miejsce w kuchni ale przeciez to takie żarty. Nie zdajemy sobie sprawy, że mama płakała co noc w poduszkę, czekała aż ojciec wróci...nie wiadomo skąd. Zawsze coś mu wypadało, najczęściej nadgodziny. A w tle dział się dramat np. zdrad, uzależnienia. Wszystko jednak by udawać szczęśliwą rodzinę, nie pokazać nic nikomu, żeby dzieci miały ojca itd. Musiała się więc całkowicie podłożyć pod męża. Taka oto była szcześliwa i spełniona. Ale ten obraz nie często przemawia. Dopiero gdy wali się świat na głowę, żyjąc w innych już czasach możemy sobie zdać sprawę z tego co za koszmar przeżywały nasze matki i babki. Jakich wzorców wytrzymałościowych nauczyłyśmy się od nich nieświadomie, jak trzeba ustępować, milczeć, zadowalać, żeby wszystko było dobrze. Lęk przed opuszczeniem, samotnością jest zbyt wielki, przerażający dlatego godzimy się na wszystko. Kochamy więc w rozpaczliwej nadziej, że mężczyzna uśmierzy nasze lęki. Oblicza tej tak zwanej miłości oczywiście są różne i zdarza się, że mężczyzna daje znaki, że tego typu więź mu nie odpowiada, że nie o to chodzi, że po kolejnej nie udanej próbie zaduszenia uczuciami, odchodzi. Tu jednajk skupiam się konkretnie na stronie toksyczności, która najczęściej przejawia znamiona kierowania swoich uczuć w niedojrzałych emocjonalnie mężczyzn. Szeregi badań, jak i sam przekaz trangeneracyjny jasno dowodzą, iż takie zachowania zostały wyuczone w dzieciństwie. Tam tkwią korzenie. Temat jednak jest jeszcze bardziej zagmatwany. Otóż tak jesteśmy stworzone, że najczęściej jako kobiety wpadamy w sidła "kochania za bardzo" z emocjonalnym kaleką, mając nadzieję na uzdrowienie go naszą miłością. Robimy to w klapkach na oczach, często głosząc, że inne kobiety maja naprawdę problemy jednocześnie myśląc, że ze mną nie jest aż tak źle. Jakoś sobie radzę, żyję, nie potrzebuję nic zmieniać. Jeśli masz tago typu myśli, dobrze się zastanów nad sytuacją. Cięzko jest ją przyjąć za fakt. Pewna moja klientka całą winą obarczała swojego partnera, codziennie obsesyjnie sprawdzając czy jej nie zdradza. Cały czas czuła, że do tego dojdzie, mimo że nic nie wskazywało na ową rzekomą chęć. Nie mogła zrozumieć, że przenosi zupełnie inne emocje, z innego czasu i jeśli nie zaprzestanie tego działania dojdzie do sytuacji, że mąż nie wytrzyma i odejdzie. Mechanizmy obronne, działające spontanicznie nie pozwalają zdać sobie sprawy z sytuacji więc nie można nic zmienić. Cechami charakterystycznymi osób uzależnionych od miłości jest: - dysfunkcyjne otoczenie generujące ogromny lęk - przed opuszczeniem, samotnością, byciem kimś mało ważnym, niepotrzebnym, niedocenionym - Potrzeba znalezienia ukojenia w ramionach partnera - celem jest uwolnienie od lęków i paraliżującego poczucia pustki - podświadome pragnienie żeby partner uśmierzył lęki i rozwiązał problemy - często dochodzi do zerwania kontaktu ze sobą, swoimi odczuciami a pojawia się życie potrzebami innego człowieka gdyż sama na myśl o pozostaniu samej wywołuje przerażenie. - skupienie całej uwagi na partnerze - od momentu poznania nic więcej się już nie liczy. Życie skupia się na jego potrzebach, zainteresowaniach. Kobieta stara się uatrakcyjnić wszystkie formy wspólnego życia, począwszy od materialnego zabezpieczania, czasem brania kredytów, wsparcia finansowego, gotowania, dbania o sprawy intymne itd. Schematy te są powielane od dawna, działania i mechanizmy wyuczone w dzieciństwie gdy jeden z rodziców lub oboje byli niedostępni emocjonalnie, kobieta poszuka zazwyczaj partnera, o którego uwagę będzie musiała ciągle zabiegać, odgrywając cały czas historie z dzieciństwa. Taki partner zazwyczaj ma tendencje do zdrad, jest niedostępny, lekkomyślny, nieodpowiedzialny, cechuje go postawa Piotrusia Pana czyli człowieka, który potrzebuje skupić całą uwagę na sobie, potrzebuje matkowania i opieki, ma problem z nawiązaniem trwałych i głębokich więzi, odczuwa strach przed planowaniem przyszłości unikając w ten sposób zobowiązań i odpowiedzialności. Kobiecie może wydawać się, że wszystko zależy od niej i jeśli odpowiednio zadba i będzie zabiegała, to mężczyzna się zmieni. Często cierpi na kompleks wybawicielki i wydaje jej się, że jest odpowiedzialna za życie partnera. Dodatkowo ciągle lubi go usprawiedliwiać nawet jeśli jego postawa jest raniąca i to w sposób bolesny. Budują świat iluzji, oparty na wyidealizowanych obrazach nie mających nic wspólnego z rzeczywistością. Wypierają niegospodarność, brak odpowiedzialności ze strony partnera, nie dopuszczają do siebie faktów, że mogą być zdradzane. Za wszelkie niepowodzenia często obwiniają siebie, zastanawiając się co źle robią, za mało się starają itd. Takie koło zaklęte może trwać i trwać. Ceną jednak za to jest ograbiebenie samej siebie z zasobów energii, osłabienie psychiczne a nawet deprasja, uzależnienia czy zaburzenia odżywiania. Droga ku wyjściu z tej trudnej sytuacji to praca nad uświadomieniem sobie swojej prawdziwej sytuacji, bdanie o siebie, skupienie się na sobie, swoich potrzebach, uczuciach i emocjach oraz odbudowanie poczucia własnej wartości. Zauważenie swoich potrzeb na równi potrzebami drugiej osoby i uwzględnianie ich w budowaniu relacji. Niestety pomysł, że im więcej dasz tym więcej dostaniesz nie sprawdzi się, pozostanie tylko niesmak, żal, poczucie bycia wykorzystaną, zniszczona ocena siebie, zarówno jako człowieka i kobiety. Czy warto więc dalej w to brnąć?