Poszukiwanie Miłości. Czy jej szukać, czy pozwolić się znaleźć

Zapraszamy do zapoznania się z artykułem pt. "Poszukiwanie Miłości. Czy jej szukać, czy pozwolić się znaleźć" przygotowanym przez naszego eksperta Cyganicha
Ten artykuł stworzyłam na prośbę bardzo bliskiej i ważnej dla mnie Osoby.
Miłość. To słowo, które wibruje jak dźwięk pradawnego dzwonu, w sercu, w duszy, w przestrzeni między światami. Nie jest tylko uczuciem; jest częstotliwością, która przenika wszechświat. Jest iskrą, z której stworzono życie. A jednak człowiek od zarania dziejów wciąż pyta: jak ją znaleźć? I czy w ogóle powinien jej szukać, skoro prawdziwa miłość jest energią, która znajduje nas, gdy wreszcie przestajemy uciekać. Od kogo? Może jednak od samych siebie?
W wymiarze duchowym miłość nie jest spotkaniem dwojga osób, lecz przebudzeniem dwóch energii, które wchodzą w rezonans, ponieważ rozpoznały w sobie to samo światło. To dlatego mówi się, że nie można posiąść miłości. Szukanie jej w drugim człowieku, zanim odnajdzie się ją w sobie, jest jak próba złapania promieni słońca dłonią. Kiedy człowiek zaczyna naprawdę kochać siebie, nie z ego, lecz z akceptacji, staje się magnesem dla miłości w czystej postaci. Nie dlatego, że zaczyna jej szukać, ale dlatego, że przestaje wysyłać sygnał braku.
W duchowej alchemii istnieje zasada rezonansu podobne przyciąga podobne. Jeśli wibrujesz w częstotliwości lęku przed samotnością, przyciągniesz tych, którzy również się boją. Jeśli twoje serce bije w rytmie spokoju i wdzięczności, przyciągniesz duszę, która potrafi z tym rytmem współbrzmieć. Dlatego poszukiwanie miłości z poziomu braku prowadzi do pustki, a otwarcie się na jej istnienie z poziomu pełni, do spotkania. Miłość nie rodzi się z desperacji. Rodzi się z gotowości.
Jedno z największych duchowych napięć: czy mamy aktywnie szukać miłości, czy pozwolić, by nas odnalazła? Prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Nie chodzi o bierne czekanie. Ale też nie chodzi o szukanie na siłę. To świadome współtworzenie przestrzeni, w której miłość może się zamanifestować. Kiedy zaczynasz podążać ścieżką zgodną z twoim przeznaczeniem, gdy słuchasz intuicji, gdy twoje działania wynikają z serca to wszechświat odpowiada synchronicznością. Wtedy spotkanie drugiej duszy nie jest przypadkiem. Jest konsekwencją twojej wewnętrznej przemiany. Nie szukasz wtedy miłości a żyjesz w jej kierunku. Każda relacja, którą spotykasz na drodze, jest lustrem. Pokazuje ci to, co już zintegrowałaś i to, co jeszcze wymaga uzdrowienia.
Ludzie, którzy cię ranią, są nauczycielami cienia. Ci, którzy kochają, mistrzami światła. Oba są potrzebne, bo dopiero pełnia światła i cienia tworzy całość. Miłość nie przychodzi, gdy jesteś doskonały. Przychodzi, gdy jesteś prawdziwy. I dlatego jej ścieżka często prowadzi przez ból, samotność, przebaczenie i rozpad dawnych iluzji. Dopiero wtedy serce staje się wystarczająco pojemne, by unieść prawdziwą bliskość. Kiedy dwie istoty, które przeszły swoje wewnętrzne podróże, spotykają się to nie jest zwykłe spotkanie. To zderzenie światów, które łączy nie tylko ciała, lecz także energie, wspomnienia i dawne wcielenia. Takie spotkanie nie wymaga słów. Wystarczy spojrzenie. To moment, w którym czas zwalnia, a przestrzeń staje się miękka. Serce rozpoznaje drugie serce i już wie.
Paradoks miłości polega na tym, że im bardziej próbujemy ją kontrolować, tym szybciej się wymyka. Ale gdy zaczynamy żyć w zgodzie z własnym rytmem duszy, przestajemy jej wypatrywać i właśnie wtedy ona nadchodzi. Nie przez przypadek, lecz przez przypadkową doskonałość wszechświata. Pozwolić się znaleźć oznacza otworzyć serce, ale nie spieszyć się z jego oddaniem; być w swojej prawdzie, zamiast udawać kogoś, by być kochanym; dbać o własną energię, bo jest ona twoim największym magnesem.
Miłość nie zna kalendarza. Nie przychodzi w wyznaczonym przez nas momencie, bo już i teraz tak chcesz, nie na czas, bo czas jest ludzkim wynalazkiem. Dusze spotykają się wtedy, gdy ich ścieżki są już gotowe się skrzyżować. Nie wcześniej, nie później. Dlatego zaufanie jest najgłębszym aktem miłości. Zaufanie, że to, co ma przyjść, już jest w drodze.
Na końcu każdej duchowej drogi nie stoi drugi człowiek, stoi Miłość sama w sobie. Ten ogień, który płonie w sercu i który nie gaśnie, nawet jeśli zewnętrzne relacje przemijają. Bo miłość nie jest nagrodą. Jest istotą życia. A spotkanie z drugą duszą, która ją ucieleśnia, to tylko jedno z jej przejawień. Nie szukaj więc miłości jak podróżnik, który zgubił mapę.
Stań się światłem, które samo przyciąga drogę. Nie trzeba gonić miłości. Trzeba stać się przestrzenią, w której ona może zamieszkać. Nie pytać kiedy? lecz mówić: jestem gotowa. Bo miłość zawsze przychodzi tam, gdzie jest dom a domem dla niej jest serce człowieka, który odnalazł siebie.
Miłość jest jak oddech duszy. Nie można jej zmusić, ale można się nią napełnić. Nie można jej przywołać słowem, lecz można stworzyć przestrzeń, w której się objawi, cicha, czysta, gotowa. Ścieżka serca to powrót do źródła, do tej delikatnej cząstki w nas, która pamięta, że jesteśmy światłem, które kocha i jest kochane.
W tradycjach duchowych serce jest bramą pomiędzy światem materii a światem ducha.
To czakra Anahata, której kolor to zieleń i róż, barwy uzdrowienia i czułości. Jeśli ta przestrzeń jest zamknięta, miłość nie może płynąć, nie dlatego, że jej nie ma, ale dlatego, że nie ma dla niej drogi. Zamknięte serce chroni przed bólem, ale też zatrzymuje przepływ. Dlatego pierwszym krokiem jest pozwolenie sobie na czucie, nawet jeśli boli.
Ból jest nauczycielem, który rozbija skorupę, by światło mogło wejść.
Każdy z nas rezonuje z pewnymi archetypami tzn symbolami, które otwierają konkretne przestrzenie energetyczne. W pracy z miłością szczególnie silne są: róża będąca symbol duszy, która rozkwita przez łzy i światło. Przypomina, że miłość jest pięknem, które wymaga odwagi. Kwarc różowy będący kamieniem łagodności i przebaczenia. Leczy serce z żalu, otwiera na subtelność. Gołąb to duchowe zwierzę harmonii i pokoju. Pomaga, gdy serce boi się zaufać i świeca będąca elementem ognia, który transformuje. Każde zapalenie płomienia to wezwanie światła do wnętrza.
Afirmacje to zaklęcia codzienności, słowa, które tworzą nowy zapis w polu energii. Powtarzane z wiarą i spokojem, otwierają drzwi, które wydawały się zamknięte. Możesz powtarzać codziennie rano lub przed snem: Jestem godny miłości w każdej swojej odsłonie. Moje serce jest bezpieczne, gdy jest otwarte. Przyciągam relacje pełne szacunku, ciepła i wzajemności. Kocham siebie i w tym kochaniu odnajduję cały świat. Nie szukam miłości, bo nią jestem.
W ezoteryce miłość ma swoje kosmiczne odbicie. Jej strażniczką jest Wenus, planeta piękna, harmonii i bliskości. Aby wejść z nią w rezonans noś odcienie różu, złota lub miękkiej zieleni. Otaczaj się zapachem róży, jaśminu lub wanilii a w piątek (dzień Wenus) wykonuj czynności, które karmią duszę: medytację, taniec, muzykę, pisanie.
Połącz się także z żywiołem Wody, bo to on niesie emocje. Kąpiel z płatkami róż, spacer nad jeziorem, deszcz na skórze to wszystko oczyszcza i przywraca sercu spokój.
Uzdrawiaj przez wdzięczność, gdyż wdzięczność to najczystsza forma modlitwy. Kiedy dziękujesz, nie błagasz o miłość, lecz potwierdzasz, że już nią jesteś. Zapisz trzy rzeczy każdego dnia, za które jesteś wdzięczna, nawet najmniejsze.
Wdzięczność tworzy energetyczne pole obfitości, w którym miłość kwitnie naturalnie. Nie ma sygnału z nieba ani znaków w chmurach, które mówią: teraz. Ale przychodzi dzień, gdy czujesz w sobie ciszę, nie pustkę, lecz spokój.
To wtedy wszechświat zaczyna poruszać energie, które prowadzą cię ku spotkaniu. Nie musisz już szukać. Bo kiedy twoje serce staje się światłem, światło przychodzi do niego samo. Na koniec możesz wypowiedzieć te słowa cicho, w intymnym dialogu z wszechświatem: Niech moje serce będzie świątynią miłości. Niech każdy oddech przypomina mi, że jestem jej częścią. Niech przyjdzie do mnie ta dusza, która ma współbrzmieć ze mną w świetle, nie w lęku.
A gdy nadejdzie niech rozpoznam ją nie oczami, lecz duszą. Miłość to nie cel. To powrót.
Powrót do samego siebie, do tej cząstki, która nigdy nie przestała kochać, tylko zapomniała, że umie. A gdy przypomnisz sobie, że miłość jest twoją naturą, świat zaczyna ją odbijać w każdym spotkaniu, w każdym liściu, w każdym spojrzeniu.
Miłość Duchowa i Miłość Karmiczna. Gdy Dusze się Spotykają.
Są spotkania, które przychodzą jak burza: nagłe, ogniste, nieposkromione. Są też takie, które wkraczają cicho, jak świt po długiej nocy. Oba są miłością, lecz z różnych światów. Jedna rodzi się z dawnych zobowiązań duszy. Druga, z jej dojrzałości. Każda dusza, zanim się wcieli, niesie ze sobą zapis doświadczeń. Niektóre relacje powracają przez wcielenia nie po to, by nas zranić, lecz by uzdrowić to, co kiedyś pozostało niedokończone. To właśnie miłości karmiczne tj spotkania, które mają przynieść lekcję, niekoniecznie spokój. Miłość duchowa zaś pojawia się, gdy cykle karmy zostają zamknięte. To miłość, która nie boli, lecz poszerza. Nie spala, lecz rozświetla. Nie trzyma, lecz pozwala być.
Miłość karmiczna jest jak ogień: płonie intensywnie, ale szybko pochłania tlen. Przychodzi z magnetycznym przyciąganiem, spotykasz kogoś i czujesz, że znasz go od zawsze. Często towarzyszy temu niepokój, napięcie, natarczywe pytania typu dlaczego nie mogę przestać o nim myśleć? Czemu to tak boli, skoro czuję, że to prawdziwe? To dlatego, że dusze rozpoznają swoje dawne długi. Przyciągają się, by coś naprawić, uwolnić, dokończyć. Nie zawsze mają być razem. Czasem ich zadaniem jest tylko pomóc sobie wzajemnie w przebudzeniu. A po czym poznać Miłość karmiczną? Chociażby po intensywnych emocjach od pierwszego spotkania, powtarzających się wzorcach bólu lub odrzucenia, poczuciu uzależnienia od tej osoby, związku wciągającym, ale niestabilnym czy trudności w odpuszczeniu mimo cierpienia.
Bo Miłość karmiczna to lustro ran, które pokazuje, co jeszcze w nas nie zostało uzdrowione.
Dopóki nie zobaczysz tego, nie uwolnisz się z kręgu powtarzalności.
Natomiast Miłość Duchowa to światło, które prowadzi. Miłość duchowa nie przychodzi jak burza. Przychodzi jak cdn.



